Myśl filozoficzna w "Przed świtem".
Saga Zmierzch, podobnie jak niektóre z najlepszych powieści o wampirach, zarówno gloryfikuje, jak i krytykuje istoty, na których skupia się fabuła. Nietrudno zgadnąć, co można wampirom zarzucać, ale co sprawia, że są dla nas tak atrakcyjne? Odpowiedź na to pytanie jest prosta: ich magnetyczny urok ma swoje źródło w naszych własnych marzeniach. Chociaż z powodu ich stylu życia zaliczamy wampiry do grona potworów i tak pragniemy być tacy jak one. Tylko dlaczego? Naszą fascynację wampirami zgrabnie wyjaśniają wyznawcy filozofii egzystencjalnej, sugerując zarazem, że jest to rodzaj miłości, którą być może wolelibyśmy jednak w sobie zdusić. Nieśmiertelne Filozof egzystencjalny Martin Heidegger (1889-1976) twierdził, że ze wszystkiego na świecie ludzie najbardziej boją się śmierci. Chociaż strach wzbudzają w nas również inne rzeczy, nic nie przeraża nas tak bardzo jak nasza śmiertelność. Heidegger posunął się dalej, wysuwając tezę, iż większość naszych codziennych lęków jest psychologicznymi substytutami strachu przed śmiercią i to w nim ma swoje źródło. Świadomość własnej skończoności sprawia, według Heideggera, że człowiek stale odczuwa specyficzną troskę o swój byt. Właśnie owa świadomość stanowi również fundament egzystencjalnej trwogi. Przez całe życie poszukujemy „ucieczki przed śmiercią" albo przynajmniej „uspokojenia w sprawie śmierci", a nasz niepokój znajduje odzwierciedlenie w marzeniach o nieśmiertelności. To tu kryje się tajemnica atrakcyjności wampirów. Wampiry żyją wiecznie. Są ucieleśnieniem naszego pragnienia, by wymknąć się śmierci. Krew w oczywisty sposób kojarzy się z życiem, a istoty żywiące się krwią życie kontrolują, symbolizując owych nieśmiertelnych bogów, w których, zdaniem Jeana-Paula Sartre'a (1905-1980), wszyscy chcielibyśmy się zmienić. W powieściach Meyer niepokój o własną śmiertelność stanowi jeden z głównych wątków. Przemianę w wampira opisuje jako coś pozytywnego, a wręcz jako przeżycie religijne. Zwykle najbardziej przejmujemy się własną śmiertelnością, ale cierpimy także z powodu śmiertelności innych osób. Pragniemy, by i one były nieśmiertelne - z jednej strony dlatego, że ich śmierć sprawiłaby nam ból, z drugiej, ponieważ chcemy, by jak najdłużej cieszyły się pełnią życia. Ten motyw również pojawia się w Zmierzchu. Carlisle Cullen stwarza członków swojej rodziny nie tylko po to, by nie być samotnym, ale też by ocalić ich przed przedwczesną śmiercią. Również praca w szpitalu nie jest dla niego jedynie „pokutą", ale i stwarza możliwości odwlekania nieuchronnego końca. Podobnie Bella, zadręczając się tym, jak szybko rośnie Renesmee , tak naprawdę boi się, że straci córeczkę już na zawsze. Dowiedziawszy się, że dziewczynka nie umrze, Bella jest w euforii i napawa się wizją, w której „za sto pięćdziesiąt lat nadal są razem". Sami Edward i Bella także nie ślubują sobie miłości „po grób", ale taką, której „starczy na wieczność". Jak widać, wampiry uosabiają aż dwa z naszych najsilniejszych pragnień - i to, by samemu się uratować, i to, by ocalić przed koszmarem śmierci tych, którzy są nam najdrożsi.
To, że wampiry są dla nas tak pociągające, nie daje się tak po prostu wytłumaczyć ich nieśmiertelnością. Dużą rolę odgrywają tu inne nasze fobie. Jedna z nich to strach przed starzeniem się. Starzenie się jest, rzecz jasna, zapowiedzią śmierci, jednakże lęk związany z tym procesem nie jest równoznaczny z lękiem przed nieuniknionym końcem naszego życia. Niepokojem wynikającym z faktu bycia świadomym swojego istnienia, a zarazem bycia ciałem, zajmował się wspomniany już tu Sartre. Francuski filozof twierdził, że ciało jest „absolutną koniecznością" dla świadomości, chociaż świadomość czuje się „oddzielona od niego". W samej rzeczy, świadomość nie łączy się z niczym innym. Ta jej cecha pozwala jej być uważną i wolną, ale sprawia jednocześnie, że własne ciało jest dla świadomości czymś obcym. Ciało nie tylko stale się zmienia, ale i zmienia się na gorsze - starzeje się, rozkłada. Niczym przysłowiowy duch w maszynie, umysł może tylko bezsilnie przyglądać się temu powolnemu upadkowi, który oznacza przecież pogorszenie się jego własnego stanu. Wywołuje to coś więcej niż „mdłości". Starzenie się pozostaje poza naszą kontrolą i ogranicza nasze możliwości, ale przeraża także dlatego, że idealizujemy młodość. Wzdrygamy się przed starością, bo zbliżając się do niej, oddalamy się od ideału.
W sadze Stephenie Meyer motyw lęku przed starzeniem się i marzenia o wiecznej młodości pojawiają się nieraz. Ponieważ celem Belli jest trwały związek z nieśmiertelnym wampirem, dziewczyna myśli o nieubłaganym upływie czasu o wiele częściej niż jej rówieśniczki. Bella przyznaje, że jej wiek to dla niej drażliwy temat, a kiedy odkrywa, że nawet Jacob się nie zestarzeje, wpada w histerię. Pod koniec czwartego tomu jej marzenie się spełnia - zostaje zmieniona w wampirzycę, tym samym przestaje się starzeć. Także nas samych w wampirach pociąga nie tylko ich nieśmiertelność, ale również fakt, że pozostają wiecznie młode.
Widmo śmierci i starzenie się to nie jedyne problemy związane z ludzką cielesnością. Nasze ciała mają wiele innych słabych stron, z którymi staramy się walczyć. Posiadają wiele cudownych umiejętności, są jednak bardzo delikatne. Fatalnie znoszą zarówno chłód, jak i wysokie temperatury. Łatwo je zranić. Przy byle upadku można złamać sobie kość. Przez chwilę nieuwagi można wylądować w szpitalu. Nasza podatność na obrażenia wzbudza w nas tęsknotę za niezwykle wytrzymałymi ciałami wampirów. Kiedy Bella zostaje nieumyślnie posiniaczona przez Edwarda w trakcie ich miesiąca miodowego, skatowana przez Jamesa czy zaatakowana przez Jaspera w skutek niewinnego zacięcia się w palec, za każdym razem potwierdza się teza, że w tym układzie ludzie to „ofiary". Cullenowie, istoty „niemalże niezniszczalne", stanowią ucieleśnienie głęboko zakorzenionego w nas pragnienia, by posiadać wytrzymalsze ciała - nie „ciepłe" i „kruche", które jak to opisuje Meyer, strach jest „ruszyć", ale „twarde" jak u ,,marmurowych posągów", z zębami jak „stalowe brzytwy". Wampiry nie dość, że są odporne na obrażenia, to jeszcze z łatwością powodują je u innych - nieprzemyślany gest pozostawia na ludzkiej skórze siniaki, uścisk łamie kości, a uderzenie przedziurawią nawet metal. Jako że „istnieje bardzo niewiele sposobów, w jakie można zabić", ich ciała, podobnie jak ciała wilkołaków, są praktycznie niezniszczalne.
Saga Zmierzch zaspokaja nasz głód bycia kimś wyjątkowym w jeszcze inny sposób. Sartre i inni egzystencjaliści byli zdania, że jedną z głównych przyczyn lęków jest to, iż czujemy się niepotrzebni. Widzimy ten niepokój u Belli, kiedy ta zaprzecza, jakoby miała jakiekolwiek szczególne zdolności, i trudno jej uwierzyć w to, że ktoś mógłby ją bezgranicznie pokochać. W czwartym tomie bohaterka staje się najważniejszą uczestniczką epickiej bitwy, niespodziewanie dla siebie samej broniąc wszystkich przed złowrogimi Volturi. Los Belli ilustruje nasze własne podświadome pragnienie, by wybić się ponad anonimowy tłum, zdobywając sławę i uznanie.
Zarówno Heidegger, jak i Sartre uważali, że człowiek jest istotą społeczną, Heidegger uznawał jednak, że kontakty z innymi zwiększają zazwyczaj nasze poczucie bezpieczeństwa, podczas gdy Sartre podkreślał także fakt, że relacje międzyludzkie to również źródło niepokoju. Dzieje się tak z dwóch powodów: ponieważ otaczające nas osoby mogą stanowić dla nas zagrożenie i ponieważ możemy być od nich w jakiś sposób zależni. Inni ludzie mogą nas zranić - psychicznie i fizycznie. Mogą zabrać to, czego chcemy, lub pokrzyżować nasze plany. Nie wiemy w dodatku do końca, kogo należy się obawiać, ponieważ nie znamy cudzych myśli. Filozofowie nazywają ten problem problemem cudzych umysłów. Inni mogą powiedzieć nam, co myślą, ale nie zawsze to robią.
Już od czasów Platona filozofowie dowodzili, że ludzkie apetyty mogą przeszkodzić w kierowaniu się rozumem. Sartre twierdził, że nasze pragnienia stanowią nieodłączny element nas samych, nawet jeśli świadomość zazwyczaj się z nimi nie identyfikuje. Zamiast tego postrzega je jako obce siły, zagrażające od wewnątrz jej autonomii. Boimy się, że podążając za impulsami wysyłanymi nam przez ciało, zatracimy się, a więc zatracimy swoje człowieczeństwo. Wampiry rzucają na nas urok, ponieważ są w stanie i kontrolować swoje pragnienia i się im poddawać, dokładnie tak, jak sami byśmy tego chcieli. Ich zachowanie odzwierciedla niepokój, jaki odczuwamy w związku z naszymi apetytami. Są istotami definiowanymi przez swoją żądzę. To właśnie łaknienie ludzkiej krwi odziera je z człowieczeństwa. Stają się potworami, poddając się impulsowi, co ucieleśnia nasz podświadomy lęk przed całkowitym zatraceniem i jego konsekwencjami dla nas i dla innych. Strach ten ilustruje w Zmierzchu zarówno zagrożenie, jakie wampiry stanowią dla ludzi, jak i niepokój wyrażany przez Edwarda i Jacoba w związku z ewentualną przemianą Belli. Bohaterka nie boi się, że może umrzeć w trakcie tej operacji - bardziej przejmuje się tym, że będzie „musiała uczyć się nad sobą panować".
Filozof egzystencjalny Friedrich Nietzsche (1844-1900) twierdził, że tendencja do umniejszania wartości ludzkiego życia rodzi się z przemęczenia nimi jest w istocie instynktownym odwetem na tym, co nas męczy. Jednakże, chociaż życie potrafi nas znużyć, kiedy owo znużenie wyraża się poprzez wrogość, w niebezpieczny sposób występuje przeciwko życiu. Nietzsche głosił, że należy afirmować życie, a nie je negować. I na tym właśnie polega problem ze Zmierzchem, propagującym niemożliwe do zrealizowania wizje kosztem naszego zadowolenia, a nawet życia. Nierealne marzenia nie zagrażają oczywiście bezpośrednio, ale mogą wykrwawiać nas powoli, kierując naszą uwagę ku temu, czego nigdy nie będziemy mogli mieć.
Zmierzch nie daje się łatwo sklasyfikować. To historia o wampirach. To historia miłosna. Ale to także historia o odkrywaniu. Kiedy Bella Swan dowiaduje się, że Edward Cullen jest wampirem, odkrywa ukryty do tej pory przed nią świat. Podobnie jak autorzy z kręgu fantastyki popularnonaukowej i fantasy, filozofowie często piszą o ukrytych światach. Filozofia procesu poznawania, uczenia się, odkrywania to epistemologia. A semiotyka to gałąź epistemologii zajmująca się badaniem natury różnego rodzaju wskazówek, jakie napotykamy na swojej drodze, odkrywając coś nowego.
Jacob Black nie ma w życiu lekko. Dziewczyna, w której jest zakochany, chodzi z bogatym, przystojnym, inteligentnym, utalentowanym, nieśmiertelnym wampirem. Tak jest, wampirem. Kto mógłby z takim konkurować? Cóż, dzięki mądrości starożytnych mistrzów Jacob akurat może. Chociaż kiedy spotykamy go po raz pierwszy, ma piętnaście lat i żaden z niego mistrz, a już na pewno nie starożytny, to możemy zaobserwować, jak w szybkim tempie staje się osobą coraz bardziej dojrzałą, co jest charakterystyczne u młodych ludzi doświadczanych przez los. W odróżnieniu od typowego nastolatka, Jacob nie dostaje nic na tacy. Mieszkając w rezerwacie Indian, ma już świadomość, czym jest izolacja wynikająca z różnic społecznych. W dodatku jego ojciec Billy jeździ na wózku, to na Jacoba więc spadają obowiązki związane z prowadzeniem domu i opieką nad innymi. Aby podążać „drogą" czy też „ścieżką" opisaną w dziele filozoficznym Tao, należy wykazać się pokorą, współczuciem i umiarem. Jacob, w którym liczne trudności życiowe rozwinęły inteligencję emocjonalną, posiada wszystkie te trzy cechy. Tao te ching, główny tekst taoizmu, napisany przez Laozi ponad dwa i pół tysiąca lat temu, skupia się na koncepcji tao, według której pokora, współczucie i umiar są „trzema cennymi skarbami" pomagającymi nam żyć zgodnie z taoistycznymi zasadami. Jacobowi ta mądrość życiowa jest już znana, i to mimo że jest młodszy od Edwarda, i mimo że rozważania starożytnego chińskiego filozofa nie mają bynajmniej nic wspólnego z legendami i podaniami plemienia Quileutów. Wspominając w Tao te ching „mistrzów z dawnych czasów", Laozi mógł mieć na myśli Huang Di oraz Fuxi, dwóch władców, którzy w istotny sposób przyczynili się do ukształtowania taoizmu. Obaj rządzili Chinami mniej więcej cztery tysiące siedemset lat temu, czyli na dwa tysiące dwieście lat przed narodzinami Laozi. Huang Di jest kojarzony z najwcześniejszymi formami taoizmu, z kolei Fuxi jest często uważany za twórcę koncepcji yin i yang . Najciemniej jest zawsze przed świtem Jednym z najważniejszych symboli taoizmu jest biało-- czarne koło znane jako yin-yang. Yin jest bierne, zimne, ciemne i miękkie. Yang jest aktywne, gorące, jasne i twarde. Nie są to jednak tak do końca swoje przeciwieństwa - zazębiają się z sobą i każde jest w drugim obecne, co symbolizują biała kropka na polu czarnym i czarna kropka na polu białym. W świecie Zmierzchu Jacob jest yin. Wie, że Bella Swan jest bardziej zainteresowana związkiem z Edwardem Cullenem niż z nim. Okazuje zazdrość, ale nigdy nie przeradza się ona w przemoc. Chłopak podkreśla ustawicznie, że bez względu na to, jakich wyborów dokona Bella, zawsze będzie jej przyjacielem, i do końca cyklu dotrzymuje słowa. Dowodząc swojej wysokiej inteligencji emocjonalnej, Jacob odnosi się do innych ze współczuciem i pokorą, jak prawdziwy taoista. Edward, przeciwnie, reprezentuje yang. Laozi powiedział: „Człowiek, który zabiega o zaszczyty i bogactwo, sam jest swoją zgubą". Edward spogląda na wszystkich z góry, jakby był lepszy od innych. Obnosi się ze swoim bogactwem, jeżdżąc drogimi samochodami, nosząc ubrania ekskluzywnych marek i drwiąc z mniej prestiżowych dóbr, takich jak zdezelowana furgonetka Belli. Jacob jest zupełnie inny. Kiedy Bella przywozi mu dwa zniszczone motocykle, obiecując mu jeden na własność, jeśli pomoże jej oba zreperować, jest zachwycony. Nie obchodzi go to, że motory nie są ani nowe, ani drogie. Żyje skromnie, wiedząc, jak zachować umiar, dzięki czemu czuje się zazwyczaj usatysfakcjonowany tym, co ma. Jacob rozumie, że nie jest pępkiem świata, i ma dość rozumu, żeby nie pragnąć takiej pozycji. Jak powiedział Laozi: „Kto jest zadowolony ze swojego stanu posiadania, jest bogaty". Arogancki Edward nie ma w sobie ani krztyny yin - i nie można go nawet za to winić. Wybrany przez Carlisle'a Cullena, nie tylko pokonał śmiertelną chorobę, ale i zmienił się w istotę silniejszą, szybszą i bystrzejszą od wszystkich ludzi - i to po wieczność. Osoby, które mają za sobą walkę z potencjalnie śmiertelną chorobą, taką jak rak, wychodzą zazwyczaj z takiego doświadczenia pełne pokory, potrafią cieszyć się drobiazgami, codziennością, ponieważ o mało co tego nie utraciły. Jacob, którego matka zginęła w wypadku, kiedy był dzieckiem, doświadczywszy śmierci, także się takiej pokory nauczył. Posiadając niepełnosprawnego ojca, wie też, jak to jest zmagać się z kalectwem. To właśnie stykając się ze śmiercią i niepełnosprawnością, stał się człowiekiem zdolnym do okazywania głębokiego współczucia. Chłopak jest również przyzwyczajony do umiaru - mieszka w skromnym domku w rezerwacie i jeździ starym samochodem ojca. Jacob jest prawdziwym przywódcą nie dlatego, że nadużywa władzy, nie dlatego, że jest bogaty, i nie dlatego, że obiecuje innym złote góry. Jest przywódcą, ponieważ niezależnie od swoich pragnień, potrafi dokonywać odpowiedzialnych wyborów. Nie decyduje się dowodzić watahą, chociaż to jego święte prawo - zamiast tego pozwala dzierżyć władzę Samowi. Postępując tak, wciela w życie taoistyczną zasadę wu wei, „działania bez działania". Czasem lepiej jest nie forsować agresywnie swoich pomysłów, ale pozwalać, by wydarzenia biegły swoim torem. Taoizm głosi, iż naturalnym stanem rzeczy jest porządek i harmonia - aby żyć w harmonii z przyrodą i kosmosem, musimy więc dać się porwać tao, wczuć się w naturalne interakcje yin i yang. Podkreślmy tu dla jasności, że filozofia ta nie propaguje całkowitej bierności. Taoiści nie sugerują, że powinniśmy godzić się z wszystkimi przejawami niesprawiedliwości, jakich przychodzi nam doświadczać. Zdarza się, że musimy stawać do walki, jednak bitwy należy planować z rozwagą. Kiedy w Jacobie budzi się wilk, pojawia się przed nim możliwość zaatakowania Edwarda, ale nigdy z niej nie korzysta. Kiedy Bella wychodzi za mąż za jego rywala, a co gorsza zapowiada, że wkrótce po ceremonii zostanie zmieniona w wampira, Jacob, wbrew samemu sobie, przychodzi na wesele. Narażając na szwank ich przyjaźń, ostrzega też Bellę przed Edwardem i przed konsekwencjami wyborów, jakich Bella dokonuje. Chłopak postępuje w taki sposób, ponieważ tak właśnie zachowują się dobrzy przywódcy - nie robią koniecznie tego, co może przynieść im popularność albo uszczęśliwić innych. Nawet gdy wiąże się to z ryzykiem utraty przyjaciela czy utraty kontaktu z ukochaną osobą, dobry przywódca postępuje zgodnie ze swoim sumieniem. Kiedy zdesperowany Edward proponuje Jacobowi, żeby miał z Bellą ludzkie dzieci, Jacob nie uważa, że to okazja, której nie może przegapić. Chociaż jest świadomy, że to dla niego jedyna szansa na związek z Bellą - niewielka, ale zawsze jakaś - czuje ogromną ulgę, kiedy ta opcja przestaje wchodzić w grę. Bądź co bądź, Jacob zdaje sobie przecież sprawę, że łącząca go z Bellą więź jest toksyczna, i czasami przestaje się widywać z przyjaciółką, pragnąć uleczyć swoje serce i pozwolić dziewczynie żyć po swojemu. Dla kontrastu, kiedy Edward opuszcza Bellę, niby to z nieegoistycznych pobudek, traktuje ją brutalnie, co głęboko ją rani. To Jacob, okazując bohaterce przyjaźń, pomaga jej wrócić do pełni zdrowia, zachęcając ją nie tylko do bycia sobą, ale także do czerpania siły z podejmowania nowych wyzwań. Chłopak nie wymaga od Belli, żeby się zmieniła. Nie ocenia jej sposobu ubierania się, jej furgonetki czy jej znajomych. Zawsze jest na jej zawołanie, okazując jej szacunek i wsparcie, jak przystało na prawdziwego przyjaciela. Edward, przeciwnie, kiedy nie może mieć Belli, podejmuje próbę samobójczą. Dokonuje wyborów, jakich dokonuje, i bezustannie zachowuje się nieodpowiedzialnie, ponieważ obce jest mu uczucie pokory - za to arogancja towarzyszy mu jak cień. Jak powiedział Laozi: „Polując dla sportu, goniąc dziko za przyjemnościami, łatwo możemy doprowadzić swoje umysły do szaleństwa". Oto źródło braku pokory u Edwarda, jego słabość, ale również źródło zalet Jacoba. Meyer chciała najwyraźniej stworzyć z Edwarda i Jacoba klasyczną parę pozostających z sobą w opozycji bohaterów, o jakiej pisze Joseph Campbell - dwie strony tej samej monety, yin i yang . Chociaż Jacob, jako dobry przywódca, zasługuje na uznanie, będąc człowiekiem skromnym, nigdy nie będzie dążył do zaszczytów, pielęgnując w sobie to, co Laozi nazywał „drogą niebios". „Droga niebios" to dla Jacoba światełko w tunelu. Mieszkając w rezerwacie Indian, jest w dużym stopniu odizolowany od społeczeństwa. Ponieważ należy do plemienia Quileutów, ciąży też na nim odpowiedzialność za zmienianie się w wilka - Jacobowi i innym mu podobnym zostaje ona narzucona, wywołana przez pojawienie się w okolicy nowych wampirów, które przyciąga obecność Cullenów. Bycie w sforze to jednak dla Jacoba nie koniec obowiązków - jego matka przecież nie żyje, a ojciec jest niepełnosprawny, chłopak musi więc zajmować się domem, a nawet opiekować się samym Billym i wozić go autem, jakby to Billy był jego dzieckiem.
Większość kompanów Jacoba z watahy doświadczyła już wilczego „wpojenia", są więc szczęśliwie zakochani. Kiedy Bella wybiera Edwarda, a w konsekwencji śmierć, dla Jacoba jest to jednoznaczne z utratą jedynej osoby na ziemi, z którą mógłby być szczęśliwy. Jako nowy członek rodziny Cullenów i przedstawicielka rasy „Zimnych", Bella byłaby w dodatku jego naturalnym wrogiem. Chłopak czuje się bezradny i traci nadzieję. Na szczęście dla siebie, naprawdę kocha Bellę i chce, by była szczęśliwa, bez względu na to, jaką sam miałby zapłacić za to cenę. To właśnie jego serce sprawia, że w samym środku konfliktu Jacob zaczyna się w końcu taoistycznie „naginać". Jacob przychodzi zobaczyć się z Bellą zaraz po powrocie młodej pary z miesiąca miodowego i odkrywa, że jego ukochana cierpi straszliwie z powodu przyspieszonej ciąży, której donoszenie grozi jej śmiercią. Idąc do Cullenów, bohater spodziewa się, że Bella jest martwa, a dokładniej, że zabito ją, by stała się nieśmiertelna - ale że przynajmniej jakaś jej cząstka nadal żyje. Widok jej nabrzmiałego brzucha to dla niego szok - czegoś takiego zupełnie nie brał pod uwagę. Nagle okazuje się, że Bella w każdej chwili może najnormalniej w świecie naprawdę umrzeć. Trzy cenne skarby taoizmu przydają się tu Jacobowi po raz kolejny: współczując Belli, jest w stanie jej wybaczyć, pokora pomaga mu jej nie oceniać, a umiar pozwala zostać w domu Cullenów, by chronić Bellę i Renesmee przed Volturi, którzy przybywają oskarżyć Bellę i Edwarda o stworzenie nieśmiertelnego dziecka - czegoś, co w świecie wampirów jest absolutnie zakazane. Pod koniec książki wychodzi na jaw, że sytuacja Belli i Edwarda nie jest tak wyjątkowa, jak do tej pory sądzono - nieczuły na ludzką krzywdę wampir z Ameryki Południowej także zapładniał swoje kochanki-śmiertelniczki. Dzieci z tych związków, podobnie jak Renesmee, są hybrydami, pół wampirami, pół ludźmi, a nie istotami, których tworzenia Volturi zakazali - ludzkimi dziećmi zmienionymi w niezdolne się kontrolować wampiry, jeszcze bardziej niebezpieczne od wampirów dorosłych. Kiedy Jacob widzi Renesmee po raz pierwszy, ponieważ ma w sobie siłę, by w konflikcie z Bellą nie obstawać twardo przy swoim, jego serce jest otwarte na nowe uczucia i chłopak jest w stanie doświadczyć wpojenia. To bardzo szczęśliwy splot okoliczności dla Meyer, która bez wątpienia pragnęła jakoś wynagrodzić bohatera za jego niesamowitą cierpliwość. Renesmee rośnie błyskawicznie, ale i tak miną lata, zanim będzie mogła stać się dla chłopaka kimś więcej niż tylko uwielbianą podopieczną. Na razie Jacobowi musi wystarczyć rola niańki małej i głównego źródła krwi podczas jej posiłków - jak na każdym z wilków, wszystko goi się na nim błyskawicznie, więc ugryzienia dziewczynki nie czynią mu szkody. Jacob jest gotowy znieść naprawdę wiele, ale rozstając się z nim w tomie Przed świtem, czytelnik wie, że nic go już nie złamie. Początek nowej epoki Rzecz jasna, chińskiemu myślicielowi nigdy nawet nie przyszło do głowy, że fikcyjna postać z odległej przyszłości będzie ucieleśniać opisany przez niego ideał. Także sama Meyer nie zdawała sobie najprawdopodobniej sprawy z tego, że konsekwentnie opisywała Jacoba jako taoistę. Bez względu na to, czy należycie do fanów Edwarda czy fanów Jacoba, musicie przyznać, że Jacob jest wyjątkowo porządnym facetem. Jest kimś, na kim można polegać w każdej, najbardziej nawet krytycznej sytuacji - i to nie tylko dlatego, że potrafi się zmienić w wielkiego wilka. Jako prawdziwy taoista jest lojalny, skromny i pełen współczucia. Również jego bliska relacja z przyrodą jest zgodna z naukami Laozi.